Kotwicowisko na jeziorze Ziernsee – Priepert

Najpierw zaległości

A tak wyglądało na jeziorze Menowsee

Łódki stoją różne, a ludzie czasem się zabawiają.

Przy tej upalnej i prawie bezwietrznej pogodzie taki nocleg na kotwicy przynosi wspaniałe wrażenia. Jest cieplutko i absolutna cisza. Słychać tylko ptaki z trzcin i lasu. W miarę, jak zapada zmrok zatoczka odizolowuje się od reszty Świata. Rano pojawia się wiaterek i woda zaczyna falować.

Czasem trafiamy na piękny zachód słońca.

Na Mecklenburgię nie map elektronicznych GPS. ( Pewnie są płatne, ja mam te, które udostępnia niemiecki Urząd Żeglugi Śródlądowej za darmo ). Pływamy więc na mapach papierowych. Dobrze jest dzień wcześniej przejrzeć sobie trasę, żeby chociaż wiedzieć, z której strony jeziora szukać wyjścia, czy gdzie kierować się do mariny. Rzeka i kanały czasem są wąskie i kręte, ale zawsze bardzo malownicze. No i oczywiście co jakiś czas trafiają się śluzy. Na razie wszystkie były automatyczne, samoobsługowe.

Na kanałach

I na śluzach

Kolejka, kolejką, ale wszyscy sobie pomagają przy przeciąganiu do przodu ( żeby nie używać silników ), nawiązują kontakty, mnie chłopaki przed nami poczęstowali puszką piwa. Mówiłem, że dziękuję, bo przecież prowadzę, ale pokazali mi, że ma tylko 2,5%, więc można. Wypiłem wieczorem.

A chłopakom zrobiłem zdjęcie

Czasem na tych śluzach są różne jaja. Widzieliśmy takich, co przywiązali się i gdy woda zaczęła się podnosić, to przewracała ich łódkę. Na szczęście jest dźwignia awaryjna i zawsze można proces zatrzymać. Tak było i tym razem, a pan z sąsiedniej łodzi przeciął im nieszczęsną cumę.

Czasem są to ciekawostki przyrodnicze, jak ta jaskółka, która w czasie śluzowania przylatywała i przynosiła młodym jedzonko.

Na śluzie, to się człowiek czasem napracuje.

Po wyjściu ze śluzy , przynajmniej jakiś czas, płynie się w konwoju.

Priepert, w którym dziś nocujemy, to wioska. Wioski są dość podobne do siebie, ale miasteczka choć różnią się bardzo mają swoje klimaciki. Priepert zostaje w mojej pamięci, jako wioska o bardzo drogiej marinie. Zapłaciłem tu 52 euro. Zwiedzać nie ma co, ale żeby osłodzić sobie żal byliśmy w bardzo oryginalnym kościółku. Najbardziej niezwykłe były ławki.

A tak wyglądał z zewnątrz

I dwie migawki z wioski

Dziś trochę dużo, ale przez cztery dni nazbierało się materiału.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *