Wypłynęliśmy z Berlina o 9.50 i po trzech godzinach byliśmy w Oranienburgu. Galina po drodze robiła zdjęcia.





Planowałem stanąć w marinie jachtklubu, ale okazało się, że jest zbudowana z bardzo niskich pomostów pływających i ma możliwość cumowania wyłącznie tyłem. Nawet gdybym spuścił trap Galina miałaby duży problem z zejściem, dlatego zrezygnowaliśmy z tej mariny i popłynęliśmy do SG „Havel” e V. Tu pomosty są osadzone w dnie i są boczne wzdłuż łodzi.


Na samym początku pisałem, że obawiam się cen żywności. Nie jest tak źle. W dodatku polubiliśmy kilka niemieckich popularnych potraw. Kartofelsalat jest nie droga, bardzo nam smakuje i jest niedostępna w Polsce. Kiedyś próbowałem zrobić, ale nie wyszła mi taka jak jem tu. W czasach NRD popularna była zupa „Soljanka”, była dobra i pozostała do dziś. Można kupić gotową, tak ,jak u nas flaki – w formie takich grubych kiełbas. Występuje też w puszkach, ale jest dużo gorsza. Ceny to są 2 – 3 euro. Oczywiście popularna jest niemiecka parówa, ale ze względu na ogromną różnorodność można trafić na niedobrą. Zdarzyło nam się. Zasadniczo jest smaczna. Niemcy mają dobre chleby, ale nie koniecznie sprzedają świeże. Trzeba uważać. Mamy kłopot ze śmietaną. Robimy sobie mizerię , albo sałatę. Śmietany są albo rzadkie takie do kawy, albo jakieś jak masło. Ostatnio jedliśmy, jak na nich było napisane typowe szwabskie pierogi. Dobre, ze składy surowców wyczytałem, że farsz zawierał 30 % mięsa i 70 % ziemniaków. Były bardzo duże. 6 szt. tworzyło sytą porcję. Jemy dużo niedobrych, holenderskich pomidorów. Trudno o dobre ogórki, a kiszone to rzadkość.
Tomek, kiedy wracacie? My aktualnie jesteśmy na pojezierzu Drawskim, wracamy 18 września. Marian.