Dotarliśmy do Hanoweru. Po drodze była śluza Anderten, uważana za obciążoną, że tam można czasem czekać. Trafiłem akurat, jak łodzie sportowe wpływały do śluzy za barką, więc wpłynąłem na końcu kolejki i po chwili byliśmy śluzowani. Dotąd na śluzach byliśmy podnoszeni, teraz opuszczano nas, co oznacz, że przekroczyliśmy dział wodny rzeki Laby i Wezery. Zrobiłem serię zdjęć. Nie ma wprawdzie z samej góry, gdy śluza była pełna, bo byłem zajęty cumowaniem, ale za to na zegarze widać upływ czasu.








Pisałem, że większość załóg barek to Polacy, natomiast nie spotkałem ani jednej łodzi sportowej po polską banderą. Były Norweskie, Duńskie, Szwajcarskie, dużo Holenderskich, Francuskich, Angielskich i oczywiście najwięcej Niemieckich. Polskich nie ma. Szkoda, że rodacy jeszcze nie posmakowali takiej turystyki, bo jest inna, trochę wymagająca, bardzo poznawcza daje satysfakcję i poszerza horyzonty.
W Hanowerze były kłopoty mariną. Ostatecznie bosman ( bardzo miły, po „ichniemu” hafenmeister ) upchnął nas przy burcie barki restauracji. W marinie dałem trochę pokaz manewrów, bo duży ruch i wiatr przeszkadzał, więc wszyscy wyleźli ze swoich jednostek popatrzeć komu przywali, ale nie przywaliłem nikomu. Tak, a`propo to mam ubezpieczenie OC. Na rok kosztuje około 1000,- zł.



Galina ma trochę trudności z wychodzeniem



Tomek, kiedy wracacie? My aktualnie jesteśmy na pojezierzu Drawskim, wracamy 18 września. Marian.